Fundamentalista nie jest figurą retoryczną
maj 13, 2022 11:07 amZ Danielem Doboszem, aktorem Teatru Studio, rozmawia Radosław B. Maciąg.
RBM: Daniel, w tym momencie stoimy na cmentarzu żołnierzy radzieckich w Kaliszu, wyznawców, ale i ofiar fundamentalizmów. Żyjemy dziś w rzeczywistości, gdzie te fundamentalizmy znowu dochodzą do głosu. Polska, niestety, też nie jest od nich wolna. Wy natomiast, w spektaklu “Śnieg” Bartosza Szydłowskiego postanowiliście uruchomić jeszcze trzecią drogę, to znaczy opowiedzieć o fundamentalizmie, który stopniowo opanowuje Turcję. A Ty miałeś okazję wcielić się w postać, która ucieleśnia te właśnie fundamentalizmy, w tym wypadku muzułmańskie. Chciałbym zapytać w jaki sposób aktor, jako wrażliwy człowiek, z taką precyzją wchodzi w głowę, w świat takich postaci?
DD: Myślę, że nie szukałem daleko. Jeśli uświadomimy sobie, że fundamentalista nie jest retoryczną figurą, tylko jest człowiekiem z krwi i kości, który współodczuwa, którego możemy spotkać na ulicy, i zrozumiemy to na głębszym poziomie, nagle okazuje się, że wszyscy jesteśmy pełni sprzeczności. Absolutnie wszyscy. I wszyscy mamy swoje małe radykalizmy. Ja na przykład wychowałem się na robotniczym osiedlu, gdzie mocno dominowała stereotypowa, męska siła, wręcz musztra. A prywatnie jestem osobą nieheteronormatywną, posiadam tę swoją niemęską wrażliwość, a przynajmniej niektórzy mogliby mi to zarzucić. I dlatego znam powody, dla których nawet teraz, w XXI wieku, ktoś może postrzegać mnie jako małego radykałka na rzecz mniejszości, którą reprezentuję, której jestem członkiem, o której wciąż mówi się za mało. I… nie wiem, gdzie dalej idę w tej myśli… Jestem bardzo zmęczony, wybacz. (śmiech)
RBM: Mówisz bardzo do rzeczy, bez obaw. Dzień czy dwa dni temu prezentowaliśmy na festiwalu spektakl “Zaraza” reżyserki z Islandii i tam właśnie pojawia się postać pani doktor, która ma żonę. I to właściwie jest jedyny w Polsce spektakl, jaki widziałem, w którym to, że kobieta ma żonę, było zupełnie przezroczyste i nie jest tematem dyskusji.
DD: Ale to jest utopia…
RBM: Właśnie o to chodzi. Dlatego za to dziękowałem, za uświadomienie mi tego, że chyba nie byłoby to możliwe w przypadku polskiego reżysera, by z homoseksualności nie robić odnośnika czy tematu. I dla mnie to bardzo ważne, co powiedziałeś, że właściwie jesteś bojownikiem o jakąś sprawę i na poziomie czysto ludzkim porównujesz się, co jest bardzo odważne, z bojówkarzami islamskimi, którzy mają swoje problemy, niosą własny bagaż i są postawieni w danym kontekście i danej sytuacji, czasem dla nas niezrozumiałej, niedostępnej. I taka deklaracja, z poziomu prostackiej polityki, jest trudne do pojęcia, ale na poziomie czysto ludzkim jest… czy ja wiem, zbawienna. Zrozumienie, że ludzie są przede wszystkim ludźmi, a dopiero później etykietą.
DD: Ja, patrząc na przykład na tę postawę [islamskiego terrorysty, przyp. red.], którą odgrywam w spektaklu, mogę się z nią nie zgadzać i nie zgadzam się, mogę powiedzieć, że to jest zło w czystej postaci. Z poziomu moich wartości chcę powiedzieć, że to jest zło. Przemoc, która napędza przemoc jest czymś złym. Ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że w sytuacji, w której czujesz się przepchnięty do muru, bo jesteś takim zastraszonym zwierzęciem, wciąż atakowanym, któremu ktoś zabiera jego przestrzeń, reagujesz inaczej i na poziomie emocjonalnym potrafiłem to poczuć, te stany, te sprawy, o które on walczy, zostawiając kontekst poprawności politycznej. Że jestem w stanie zrozumieć na poziome emocji, nie wartości czy etyki, jakimi metodami, jakimi środkami on się posługuje, do czego dąży, i w ten sposób dawać mu swoją emocjonalną przestrzeń, która nie jest oczywiście tak radykalna. Ja wystrzegam się oczywiście przemocy na każdym kroku i ją piętnuję. Ale rozumiem motywacje, impulsy, które są uniwersalne. Że kiedy ktoś każe ci tańczyć tak, jak ci gra, coś się w tobie buntuje. I rozumiem to, że np. religijny radykał tak został wychowany. Wszyscy jesteśmy ofiarami tego, jak zostaliśmy wychowani. Jeśli ktoś cały czas tłucze ci do głowy, że twoja religia jest wartością nadrzędną, stajesz się wreszcie bezrefleksyjny. I zaczynasz traktować to jako oś twojego życia.
RBM: To teraz ostatnie, ostatnie pytanie, obiecuję. Rozumiem, że jesteś zmęczony, przepraszam, ale to co mówisz jest bardzo ważne. Ostatnie pytanie, trochę podchwytliwe. Wczoraj, w sztuce intonacji padło takie stwierdzenie, że najlepiej i najprzyjemniej jest grać złe postacie, bo one nie muszą cierpieć, są w sile. I czy ty, z tym, o czym mówisz, byłbyś w stanie zrozumieć postać nie tylko egzotycznej kondycji ludzkiej w islamie, ale także prawicowego bojówkarza czy radykalnego księdza katolickiego? Czy twój warsztat pozwala ci zrozumieć uniwersalną kondycję ludzką? Nie usprawiedliwić, ale zrozumieć?
DD: Myślę, że dużo łatwiej jest mi to zrozumieć i przejść w procesie pracy, niż w życiu. Kiedy w bezpiecznej przestrzeni sali prób czy sceny mogę się nad tym pochylić, wtedy tak, wtedy dogłębniej coś analizuję, wtedy lepiej coś rozumiem. Bo w sytuacji, w której opuszczam te bezpieczne mury i jestem świadkiem mowy jakiegoś radykała, jakiegoś bojówkarza, kiedy spotykam się z mową nienawiści, wtedy emocje biorą górę, coś we mnie się buntuje. I wtedy nie rozumiem. Wtedy nie rozumiem…
Kategoria: 61. KST
Napisane przez Redakcja