Podobieństwa i różnice

wrzesień 20, 2021 3:07 pm opublikowane przez

Precyzja reżyserii i rygor wykonawców połączyły dwa pozornie odmienne przedstawienia pokazane drugiego dnia 61. KST.

“Kruk z Tower”, zaskakujący tekst Andrieja Iwanowa w reż. Aldony Figury (Teatr Dramatyczny m. stołecznego Warszawy), to przedstawienie nieomal sterylne. Na trzech zamykających scenę ścianach, dwóch fotelach, jednej klatce i jednej huśtawce kończy się wyposażenie sceny. W przestrzeni tej Matka (Katarzyna Herman) i Kostia, jej syn (Konrad Szymański), testują na sobie granice miłości. Nastoletni Kostia jest zbuntowany i wsobny. Matka wchodzi w rolę nastolatki i trollując własne dziecko poprzez profil na Facebooku sprawia, że syn się w wirtualnym bycie “odgrywanym” przez Matkę zakochuje. Tymczasem w świecie rzeczywistym nie ma między nimi żadnego porozumienia.

Spojrzenia aktorów, kierunki ruchu czy nieskomplikowane, ale efektowne akrobacje na huśtawce dodają tej opowieści charakteru i kształtują jej formę. Oboje wykonawcy ruchami głowy i ciała, kierunkami spojrzeń i oszczędnym gospodarowaniem sceniczną energią sprawiają, że inscenizacja nabiera pełnych kształtów i mocy przekazu. Zdobyczą posłusznych reżyserce aktorów jest precyzyjne wygrywanie niuansów i kilka myśli, które po wyjściu z przedstawienia nie chcą wyjść z głowy widza.

Wydawać by się mogło, że sformalizowana inscenizacja “Nory” w reż. Radka Rychcika (Teatr Wybrzeże w Gdańsku) stoi na przeciwnym niż “Kruk…” biegunie. Opowieść o kobiecie odnajdującej siebie samą w na nowo rozpoznanej rzeczywistości, zagrana z niesamowitą energią i intensywnością przez gdański zespół, umiejscowiona została w USA połowy XX wieku. Reżyser rozpoznał tamten czas jako podobny rzeczywistości z dramatu Ibsena: przepełniony opresją wobec kobiet, patriarchalną przemocą ekonomiczną i społeczną, ale również identyfikowany jako moment zmian i okres narodzin feminizmu drugiej fali.

Bez rygorystycznej wierności założeniom reżyserskim spektakl ten byłby zapewne nie do oglądania. Jednak świetna forma zespołu aktorskiego i głębokie przepracowanie problemów wpisanych w dramat Ibsena sprawiły, że przedstawienie mknie z prędkością pendolino i intensywnością zapachu kawy wcześnie rano. To sceniczna maszyna, która puszczona w ruch nie zatrzyma się – aż do ostatniej sceny. Finałowa rozmowa Nory (Dorota Androsz) i Mecenasa Helmera (Grzegorz Gzyl) daje oddech przedstawieniu i dopuszcza do głosu innego typu grę, mniej formalną, skupioną mocno na melodii dialogu i ostateczności rozstania bohaterów.

Oryginalna i rozsadzająca ramy struktury dramatycznej koncepcja reżyserska w każdym z tych przedstawień wiodła w inną stronę. Oba jednak zostały zakomponowane precyzyjnie i w duchu jednorodnej formy teatralnej. W kompozycji tej odnaleźli się aktorzy, którzy formę wypełnili treścią po same brzegi.

 

Hubert Michalak

Kategoria:

Napisane przez sekretarz literacki