Ach, co to był za… wstyd!

wrzesień 21, 2021 3:00 pm opublikowane przez

Wstyd Marka Modzelewskiego w realizacji Teatru Współczesnego z Warszawy jest jak lustro. 

Drobnomieszczańskie przyzwyczajenia, bierna agresja, niechęć wobec ludzi z innej klasy społecznej (tak, tak, w Polsce klasowość rozgościła się w najlepsze!), nierówności majątkowe, niezgrabny język, zbyt ubogi lub ostentacyjnie bogaty strój – to wszystko mogą być powody do wstydu.

Wstydzimy się wszyscy – każdy z innego powodu. Jednym przeszkadza niedoskonałość ciała, innym – to, że nie zawsze wystarcza im do pierwszego. Ktoś ma zinternalizowaną homofobię, ktoś inny agresją reaguje na podważenie wypracowanego statusu społecznego. Gdzie dwóch Polaków tam, założyć można, co najmniej pięć powodów do wstydu.

Receptą na ten narodowy kompleks mogłaby być zapewne jakaś wspólnotowa terapia, upowszechniona akceptacja, rozumna i tolerancyjna czułość wobec siebie, wzajemna troska. Jednak warszawskie przedstawienie nie przewidziało miejsca na takie luksusowe fanaberie. Czego by się człowiek nie dopuścił – na to ma swoje cztery ściany i dach, by życiowe niedoskonałości i moralne upadki w nich chować. Na zewnątrz wszystko ma być w porządku. Dlatego Wstyd kończy się rozpasaną, chaotyczną sceną wesela, które w końcu się odbywa, choć nikt go już nie chce, ani państwo młodzi, ani ich rodzice. Wesele odbywa się pod presją, wśród wzajemnej niechęci, rozmytej alkoholem i zagłuszonej hedonistyczną rubasznością.

A wstyd, cichuteńki i dyskretny, czeka w korytarzu sali weselnej. W końcu przyjdzie, bo zawsze przychodzi.

Hubert Michalak

Kategoria:

Napisane przez sekretarz literacki