Grotowski/Lewandowski

maj 13, 2022 11:05 am opublikowane przez

Z Łukaszem Lewandowskim rozmawia Justyna Szczepaniak

JS: W „Sztuce intonacji” wciela się Pan w Jerzego Grotowskiego. Reżysera – reformatora, o którym bez wątpienia słyszał każdy w jakikolwiek sposób z teatrem związany. Wiele z tych osób ma też zapewne na jego temat jakieś własne wyobrażenie. Domyślam się, że w czasie pracy nad spektaklem udało się Panu poznać postać Grotowskiego nieco bliżej…
ŁL: Świat kreacyjny, próby, wcielenia – w znaczeniu przeprowadzenia tych sensów, które stworzył Tadeusz (Słobodzianek, autor „Sztuki intonacji” – przyp. red.) – a świat realny, to są chyba jednak dwa zupełnie różne światy. W spektaklu znajdujemy się, na szczęście, w trzech wyimaginowanych sytuacjach. Toczone przez bohaterów rozmowy nie są prawdziwe, nie odbyły się w sensie historycznym. Zostały one wymyślone przez Tadeusza jako pretekst do tego, żeby powiedzieć o wielu rzeczach, więc, na szczęście, nie musiałem czuć wewnętrznej potrzeby, by wiedzieć, jak coś się dokładnie odbywało. Ciężar, który cały czas jest nade mną, to ciężar wszystkich tych, którzy Grotowskiego znali osobiście, widzieli go, pracowali z nim, brali udział w jego różnego rodzaju praktykach. Na premierze spektaklu w pierwszym rzędzie siedziała na przykład pani profesor Maja Komorowska (aktorka związana była z zespołem Grotowskiego – z przerwami – w latach 1961-68 – przyp. red.). […] Myślę, że najciekawsze jest właśnie to, co zostało ukryte i niewypowiedziane. To, do czego nie mam dostępu, czego nie wiem, ale mogę sobie wyobrazić. Stoję wtedy na ogromnym polu, które muszę czymś wypełnić i wolałbym nie zdradzać, czym tę przestrzeń pytań i niewiedzy wypełniam. Wiemy o Grotowskim, co wiemy. Teraz trzeba temu nadać jakieś życie. Myślę, że Grotowski był człowiekiem, który dbał o swoją tajemnicę. I ja też chciałbym zadbać o swoją.

JS: W spektaklu Jerzy Grotowski dwukrotnie odwiedza w Moskwie swojego profesora i mistrza Jurija Zawadskiego – jako młody student reżyserii w roku 1956 oraz równo dwie dekady później, będąc już uznanym twórcą, który rezygnuje z dalszej działalności w teatrze. Czy ma Pan albo miał w swoim życiu jakichś mistrzów?
ŁL: Tak. Jestem z tego pokolenia, które miało to szczęście, że ich posiadało. Zresztą w mojej pracy pedagogicznej, wypełniając obowiązki z nią związane, czyli pisząc różnorodne teksty, doktorat, habilitację, zajmowałem się relacją uczeń-mistrz. Osadzałem ją przede wszystkim w tradycji wschodniej czy akuszerskiej, a zatem nie uważam, że jest to relacja z góry przemocowa. Wręcz odwrotnie. W teatrze znajdzie się pewnie bardzo wiele osób, które przeżyły tak piękną przygodę, jaką może być relacja uczeń-mistrz.

JS: Proszę sobie wyobrazić, że przenosi się Pan w czasie i ma okazję dołączyć do zespołu Jerzego Grotowskiego? Decyduje się Pan na to?
ŁL: Nie.

 

Kategoria:

Napisane przez Redakcja