Kwestia techniki
Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie
19.00, czas trwania: 60 minut, Scena Kameralna
Jako widzowie przychodzimy do teatru oglądać aktorów. Teatralna krytyka dostrzeże jeszcze pracę reżysera, a czasem też dramaturga. A przecież aby widz mógł w pełni doświadczyć teatralnego wieczoru, potrzebna jest praca zespołu wielokrotnie większego od tej grupy, którą podziwiamy w świetle reflektorów na scenie. „Kwestia techniki” zajmuje się tymi właśnie, niewidocznymi na co dzień, trybikami teatralnej maszynerii. Trzech montażystów Starego Teatru za namową Michała Buszewicza, kierownika literackiego teatru, a w tym przypadku także reżysera, podejmuje próbę opowiedzenia publiczności, jak to wszystko, co widzą na scenie, wygląda od drugiej strony. . Efekt – jeden z najzabawniejszych spektakli ostatniego sezonu. Trzej panowie z ekipy technicznej krakowskiego teatru przejmują pełną władzę nad sceną i nad widownią przedstawienia; I stanowią godną konkurencję dla zespołu aktorskiego.
Grzegorz Reske
„Kwestia techniki” w Starym Teatrze w Krakowie to spektakl-paradoks. Niby opowiada o hermetycznym świecie za teatralną kurtyną, trochę zaczarowanym, trochę zakurzonym, a jednak trafia do widza mocniej niż niejedna kreowana na „ważny głos o dzisiejszej Polsce” premiera. Dlaczego? Bo przedstawienie Michała Buszewicza mówi o zwykłej, ciężkiej pracy. Rzadko ją w polskiej kulturze pokazujemy i rzadko o niej mówimy. Buszewicz zajął się tymi ludźmi teatru, których na scenie raczej nie widać, a którzy cały teatralny bałagan utrzymują w stanie względnej równowagi.
Witold Mrozek, „Gazeta Wyborcza”
Niemal na samym początku spektaklu słychać przeprosiny. Trzech panów maszynistów przeprasza. Za to, że to oni, a nie aktorzy, stoją na scenie; za to, że widzowie poświęcają im czas. A nawet za to, że „Pana to nie interesuje”. (…) To bardzo ciekawy przykład spektaklu, nie tylko w kontekście 250-lecia teatru w Polsce. Zamiast pompatycznych obchodów – lekkie i dowcipne przedstawienie. To zaglądanie za kulisy, do wnętrza budynku, przyglądanie się mechanizmowi jego działania. Autokrytycyzm z przymrużeniem oka. To badanie instytucji, odzieranie jej z magii, o którą podejrzewa teatr jedna z recenzentek, mówiąc o nim jako o „alchemicznej komorze”. Dziś to wielka maszyneria, złożona z wielu trybików, działających nie tylko przed oczami widza, ale i za zasłoną kurtyny, na zapleczu. To także ekipa, scena, ci niewidzialni, którzy na moment stają się gwiazdami. Bez nich nie istniałby teatr w znanym nam dziś kształcie.
Łukasz Gazur, „Dziennik Polski”